coffee_man
Linux propaganda
Imi: Marcin
Wiek: 36 Doczy: 08 Cze 2006 Posty: 277 Skd: /home
|
Wysany: 2006-06-08, 16:55 Rzeczywistość
|
|
|
==RZECZYWISTOŚĆ==
by coffee_man
Chyba doszło już do tego, że zatraciłem poczucie rzeczywistości. A myślałem, że do tego stanu mi daleko. No cóż, z czegoś trzeba byś zadowolonym. Tylko, że na razie nie mam z czego. Moje życie nie jest nawet szare, ono jest bezbarwne. Po prostu wegetuję i tyle! Cóż za cholerna ironia... Wiele lat temu moja egzystencja, bo inaczej tego nie można nazwać, miała w sobie odrobinę koloru, ale teraz wszystko się zmieniło. Żadnej pracy, przyszłości, przyjaciół, czy nawet znajomych. Od ilu lat? Sam nie wiem, całkowicie się zatraciłem. Czuję się wypalony, czuję, jakbym przeżył ze 100 lat i teraz przygotowywał się do przejścia na tamten świat. Dziwne, przecież nie mogę mieć więcej niż 25 lat. Cholernie nudne jest moje życie. Może nie byłoby takie, gdybym wiele lat temu nie zamknął się w tej skorupie niewrażliwości i obojętności na wszystko. Wszystko, co się działo wokół mnie, nic mnie nie obchodziło. Teraz jestem jak zombie. W ogóle nie utrzymuję kontaktu z ludźmi, snuję się wieczorami i nocami po parkach, ruinach i cmentarzach. Czego szukam? Niczego, tylko odwiedzam miejsca, w których się bardzo dobrze myśli. Tylko po co? Przecież moje myśli zachowuję tylko dla siebie. Nie spisuję, nie dzielę się nimi, nie wykorzystuję. Przecież przemyślałem już wiele lat, i co mi to dało? Powiem ordynarnie, że gówno! Siedzę teraz na ławce w parku, przy starej i zarośniętej fontannie. Jest jesień i musiałem ubrać już mój szalik i starą, wytartą kurtkę. Wszędzie jakieś krzaki i ledwie widoczne pagórki. Wysokie drzewa powoli, ale skutecznie tracą swoje liście kładąc na trawie naturalny dywan. To miejsce zna mało ludzi, może dlatego, że jest znacznie oddalone od tak zwanego placu zabaw, gdzie bawią się dzieci. Lubię tutaj siedzieć, gdyż w miejskich realiach trudno jest znaleźć miejsce wśród drzew, a do tego takie odludne. W sumie to nigdy nikogo tutaj nie spotkałem, a może nie zauważyłem? Eeeh... Mój przyjaciel powiedział mi wiele lat temu, że po prostu potrzebuję dziewczyny. Uśmiechnąłem się tylko. Przecież źródłem mojego nieszczęścia są właśnie dziewczyny, a w szczególności ta jedna. Pozwolę sobie w tym miejscu zastosować małą dygresję.
Wszystko zaczęło się, gdy miałem może z 15 lat. Jak na swój wiek byłem całkiem inteligentnym i bystrym chłopakiem. Potrafiłem się gładko wysławiać, znałem savoir-vivre i te wszystkie zwroty grzecznościowe, których się wymaga. Czytywałem Murphiego, Kanta, Darwina. Po prostu przerastałem intelektualnie swoich rówieśników. Mimo tego, miałem wielu znajomych i kilku przyjaciół. Jedynym moim problemem było to, że zbyt szybko się angażowałem. Po pierwszej randce byłem już w sidłach. A potem odrzucenie. Jedno, drugie, trzecie... W końcu przestałem liczyć. Zamknąłem się na innych i pogrążałem coraz bardziej. Moje wyalienowanie było na początku nie do zniesienia, ale wkrótce wszyscy się do niego przyzwyczaili i zaczęli mnie ignorować. Niekiedy na próżno próbowali mnie wyciągnąć na jakąś imprezę, ale zawsze odmawiałem. Moja matka się niepokoiła. Kilka wizyt u psychoanalityka nie dało efektów. Byłem po prostu normalny, ale całkowicie wyprany z uczuć. Nic mnie nie obchodziło.
Pracę mam dzięki mojemu najbliższemu kumplowi Mateuszowi, który jest wydawcą i właścicielem bardzo popularnej gazety. Piszę niezobowiązująco kilka artykułów miesięcznie i otrzymuję za to skromne honorarium oraz mieszkanie służbowe. Nikt mnie nie odwiedza, nie dzwoni, nie pisze. Nikogo nie obchodzę, czuję się trochę jak jakiś pieprzony duch.
- Popatrz na tego świra - usłyszałem głos za moimi plecami. Nie odwracałem się.
- Widzę, to ten, który z nikim nie rozmawia i siedzi całymi dniami na ławce - odpowiedział drugi - Rzeczywiście dziwny.
Teraz pojawili się w moim polu widzenia. Nie mogli mieć więcej, niż 14-15 lat. Ale byli wyrośnięci, trzech typków w dresach. Na początku myślałem, że sobie pójdą dalej, ale tak nie zrobili.
- Daj na jabola świrze!
- No odezwij się ciulu!- zawtórował temu pierwszemu chłopak w trampkach.
Wstałem i chciałem odejść, ale ten najwyższy zastąpił mi drogę, a któryś z tyłu walnął mnie czymś twardym w głowę. Straciłem przytomność.
Ale boli! Kurde, ale ból. Czułem, jakby ktoś mi po kolei wysadzał laski dynamitu w głowie. Czy ja żyję? Chyba tak, skoro mnie boli. Ale pech... Może otworzyć oczy? Tak, chyba tak zrobię. Powoli otwierałem oczy, a gdy zogniskowałem wzrok, zauważyłem, że nachyla się nade mną śliczna brunetka. O kurde, ja tak pomyślałem? Po tylu latach ignorancji zauważam jeszcze piękno w ludziach? No nieźle. Wracając do dziewczyny, była wystraszona, ale mimo przejęcia na jej twarzy trudno było nie zauważyć, że jest bardzo ładna.
- Jak się pan czuje? - zapytała z troską w głosie.
- Całkiem nieźle, tylko strasznie boli mnie głowa.
- To zrozumiałe, ma pan 20 szwów na głowie. Całe szczęście, że się pan nie wyziębił. Znalazłam pana koło starej fontanny w parku.
- Dziękuję, że wezwałaś pomoc - postanowiłem się trochę spoufalić.
- Znalazłam przy panu portfel, niestety bez pieniędzy, ale wszystkie dokumenty są na swoim miejscu.
- Nie musisz do mnie mówić per pan - uśmiechnąłem się do niej - przecież jesteśmy w porównywalnym wieku.
- To jakiś żart? - zdziwiła się szczerze.
- Nie...
- Zaraz wracam.
Wyszła szybko i zamknęła za sobą drzwi. Na pewno poszła do toalety, albo po kawę. Cóż, aż dziwne, że się mną zainteresowała.
- Jak się pan czuje, panie Jarzębski? - z rozmyślań wyrwała mnie pielęgniarka. Za nią weszła owa dziewczyna.
- Nieźle.
- Wie pan, że w pańskim wieku mógł wyziębić się na śmierć? Ma pan szczęście, że spotkała pana ta dziewczyna.
- Co to znaczy w pańskim wieku? - O co jej do cholery chodzi? Czy oni wszyscy zgłupieli?
Pielęgniarka sięgnęła do szuflady biurka, wyciągnęła mój portfel i otwarła go na dowodzie osobistym.
- Niech pan zajrzy - podsunęła mi go pod nos. Nie spodziewałem się tam znaleźć niczego dziwnego, a jednak życie jeszcze mogło mnie zaskoczyć.
- Dziękuję, że pani mi to pokazała. Może pani odejść - zadumałem się na chwilę. - Pani też dziękuję - uśmiechnąłem się smutno. - Jak pani ma na imię?
- Magda.
- Może pani odejść. Chciałbym zostać sam.
Gdy zamknęła za sobą drzwi, ogarnął mnie niesamowity smutek. A jednak zatraciłem poczucie rzeczywistości. Całe życie spędziłem na tej cholernej ławce w parku. Całe nędzne życie! Teraz dopiero żałuję. Zerknę jeszcze raz do dowodu. Faktycznie pisze całkiem wyraźnie. Cholera...
ŁUKASZ FRYDERYK JARZĘBSKI
URODZONY 03.03.1940
Który teraz jest? 19 październik 2004. Faktycznie, cholera...
[ Dodano: 2006-06-10, 22:34 ]
No i nikt nie chce komentowac. To chyba zle o mojej "tworczosci" swiadczy |
_________________
|
|
Deirdre
prywatne chmury (;
Wiek: 36 Doczya: 26 Cze 2006 Posty: 2473
|
Wysany: 2006-06-27, 22:39
|
|
|
Cytat: | No i nikt nie chce komentowac. To chyba zle o mojej "tworczosci" swiadczy |
Ale ja skomentuję.
Za dużo mam do napisania, ale, znając siebie, nie napiszę wiele.
Na początku jakoś mnie to nie zainteresowało. Taka gadka faceta, który wyrzuca sobie błędy, ale płynie zacząłeś przechodzić z jednego zdarzenia do drugiego.
Nie pasowało mi to ostatnie zdanie z pierwszej części. Lepiej by wszystko brzmiało bez niego.
I kilka błędów interpukcyjnych też jest, niestety.
Tak poza tym, oklepane przesłanie przedstawione w niezły sposób.
Aha! Jeszcze jedno. Wydaje się mi, że zachowanie faceta po "przebudzeniu" nie było najlpesze. To znaczy, najpierw opisany jako zamknięty w sobie człowiek, a nagle spoufala się z dwudziestolatką? |
_________________ 'a co to za miłość? kobieta potrzebuje gotówki, futer, brylantów i romantyzmu. a nie tylko romantyzmu!' |
|