Zaheel
Boski prototyp - mutant
Doczya: 10 Sty 2007 Posty: 1675 Skd: z Nibylandii
|
Wysany: 2007-04-03, 19:42 Nigdy
|
|
|
Pozwolę sobie, na jeszcze jedne tekst...
Mocny i duszący zapach francuskich perfum można było wyczuć już w korytarzu. Ostatnie drzwi były uchylone, przerywając wszechogarniającą ciemność ostrym promieniem światła. Mogłoby się zdawać, że ktoś po prostu zapomniał zgasić lampki, ale nie… Tam ktoś jest. Słychać cichy szczęk adaptera, brzdąknięcie łyżeczki upadającej na podłogę, szeleszczący materiał, aż w końcu westchnienie – ciężkie i zmęczone.
Drzwi uchyliły się nieco i dał się słyszeć mocny głos:
- Nie czaj się tak chłopcze, wejdź – pusty korytarz nie odpowiedział. – Tylko uważaj na pudła z butami, dopiero, co je przysłali z Paryża.
Przy toaletce siedziała kobieta w zielonej sukni. Miała wysoko podpięte włosy koloru gorzkiej czekolady. Twarz odbijającą się w lustrze można by było nazwać dziewczęcą, gdyby nie bruzdy przecinające skórę naokoło ust i czoło, a przede wszytskim oczy - w połowie przykryte przez ciężkie, opadające powieki.
- To już czas, mon garcon? – Pyta ze zdziwieniem, unosząc nieco brwi wyskubane w dwa idealne łuki. – Och, non, non, non, Jeszcze nie słychać muzyki ani nawet gwaru widowni. Mamy jeszcze chwilkę, muszę się przebrać… Siadaj.
Wskazuje na obite czerwonym atłasem, wytworne krzesło, lecz teraz już pokryte kurzem. Sama natomiast niespiesznie pije herbatę z wdziękiem odchylając mały palec. Uśmiecha się znad filiżanki z chińskiej porcelany.
- Podoba ci się chłopcze? – Mówi odkładając filiżankę na spodek. – Nie zaprzeczaj, wiem, że tak. Może kiedyś na nią zasłużysz, a jak na razie wymień wodę kwiatom.
Na toaletce stał piękny, kryształowy wazon, a w nim bukiet zwiędłych, poczerniałych róż.
- Dopiero, co przysłał je monsieur Kamieński. Strasznie mu się podobałam podczas ostatniego występu. Zakochany śle czerwone róże… ale, ale mon garcon, co dziś gramy? Szekspira i jego nieszczęsną Ofelię? – Tu zacmokała z niesmakiem. – Wszak ludzi to wzrusza, gdy biedactwo traci zmysły z miłości. Litują się nad nią choć raczej powinni nad sobą. Są tak samo opętani, tak samo ślepi. Ja nigdy, słyszysz mon garcon, nigdy nie zwariuję.
Jakby dla podkreślenia ostatniego zdania wstała i odwróciła się gwałtownie.
- Nigdy! – Powiedziała patrząc na puste krzesło.
Przez chwilę milczała nie poruszywszy się, po czym podeszła do pudeł z butami, które stały koło drzwi zaczęła je przekładać.
- A może dziś kolej na zachłanną Balladynę, którą za krwiożerczą ambicję znienawidzi po raz kolejny wzburzony tłum. A przecież tylko dążyła do szczęścia… Nie to nie jest dzisiejsza kwestia. – Stwierdziła gwałtownie potrząsając głową. – To nie jest dobra rola.
W końcu znalazła odpowiednie pudełko i wyjęła z niego rzymskie sandały.
- Ach, Antygono strażniczko moralności ludzkiej, czymże zgrzeszyła? – Mówiła powoli zdejmując najpierw kremowe czółenka, pończochy, a potem sznurując wysoko sandały. – Stanowczością czynów czy zbyt małym słowem? Nieważne, bo dziś może wyjdziesz w całej swej odwadze na scenę.
Wstała i starannie omijając porozrzucane rzeczy weszła za parawan.
- Nie, chyba dopiero jutro będzie na nią pora. – temu zdaniu towarzyszył furkot zielonej sukni wyrzuconej zza parawanu. – Kogoż my tu mamy jak nie Jokastę, kolejną tragicznym losem skazaną na przekleństwo. Czyż nie straszną rzeczą jest rodzić dzieci własnemu synowi? Ta chociaż zachowała resztki godności, śmierć samej sobie przyniosła…
Wyszła dostojnym krokiem niby wielki król starożytny. Odziana w białą togę, z rozpuszczonymi włosami zwróciła się w stronę krzesła.
- Tak mon garcon, tak, masz rację. Te role już grałam. Dziś nie będę grać, bo i widowni brak. Za to pobawimy się w Nerona. Tylko sza… - powiedziała przykładając palec do ust.
Nałożyła wieniec laurowy na skronie i zabrała świecę stojącą na stoliku obok krzesła. Wyszła cicho zamykając za sobą drzwi – aktorka ze spalonego teatru. |
_________________ ''To rewolwer w twojej kieszeni, czy po prostu przyjemnie ci mnie widzieć?"
"Rzeczywistość jest wynikiem braku alkoholu" |
Ostatnio zmieniony przez Zaheel 2007-04-03, 21:26, w caoci zmieniany 1 raz |
|
Taka jedna
stwór!
Imi: Natalek
Wiek: 37 Doczya: 27 Sty 2007 Posty: 3834 Skd: uć
|
Wysany: 2007-04-04, 11:42
|
|
|
Zaheel, powiem, że mi się bardzo podobało niestety do momentu, aktorki ze spalonego teatru troszkę mi nastruj popsuło ale generalnie dla mnie na plus
[ Dodano: 2007-04-04, 11:44 ]
Najbardziej podobał mi się chyba moment z poczerniałymi różami i pustym krzesłem...smutne, ale sugestywne znamiona obłędu |
_________________
|
|
Shezz
Wiek: 33 Doczya: 05 Sty 2007 Posty: 440 Skd: to masz?
|
Wysany: 2007-04-05, 15:44
|
|
|
Mnie również się bardzo podobało. Nie będe mówić jaki fragment mi się najbardziej podoba, bo zakochałam się w całości. Czytałam wiele opowiadań tego typu, ale to mnie poruszyło Podoba mi się Twój styl pisania. Twoja wyobraźnia pracuje nadwyraz szybko i sprawnie dlatego potrafisz idealnie dobrać słowa i stworzyć świetną atmosfere sytuacji. Ale rzeczywiście, "aktorka ze spalonego teatru" nie pasuje do całości. Moim zdaniem to zbyt zgrany wątek, ale reszta jest super |
_________________ "Stopień głupoty twojego postępowania, jest wprost proporcjonalny do liczby przyglądających ci się osób."
Prawa Murphego |
|
Zaheel
Boski prototyp - mutant
Doczya: 10 Sty 2007 Posty: 1675 Skd: z Nibylandii
|
Wysany: 2007-04-05, 19:00
|
|
|
Dziękuję <kłania się, zdajmując zielony kapelusz>
Samebody, mój repertuar to głównie miniaturki, także nie wiem czy będzie coś dłuższego...
A co do tego ostatniego zwrotu, to kto powiedział, że musi mieć tylko jedno znaczenie |
_________________ ''To rewolwer w twojej kieszeni, czy po prostu przyjemnie ci mnie widzieć?"
"Rzeczywistość jest wynikiem braku alkoholu" |
|
ankaanka
Wiek: 32 Doczya: 28 Maj 2006 Posty: 2660 Skd: Bogumiłowice
|
Wysany: 2007-04-06, 11:37
|
|
|
Ja ostatni zwrot odebrałam dosłownie i wyobraziłam sobie, że cały teatr - scena i kulisy - to już tylko dymiące zgliszcza, a po całym budynku została tylko garderoba aktorki
P.S> Fajne, lekkie |
_________________ "-Jeśli nie możesz się nauczyć jeździć na słoniu, naucz się przynajmniej jeździć konno.
-Co to jest słoń?
-Rodzaj borsuka - wyjaśniła Babcia."
/Terry Pratchett - Równoumagicznienie/ |
Ostatnio zmieniony przez ankaanka 2007-04-06, 11:38, w caoci zmieniany 1 raz |
|