coffee_man
Linux propaganda
Imiê: Marcin
Wiek: 36 Do³¹czy³: 08 Cze 2006 Posty: 277 Sk¹d: /home
|
Wys³any: 2006-06-11, 11:54 Joanna
|
|
|
==JOANNA==
by coffee_man
Marek Kuklucki był szanowanym dekoratorem wnętrz. Na codzień zadawał się ze sławami i ludźmi sukcesu, którymi notabene się brzydził. Nie lubił tych wszystkich zarozumiałych typków o nienagannej opini i podłym charakterze. Nie znajdował w nich żadnych ludzkich cech. Po pracy często wpadał do swego kumpla Kamila, którego znał jeszcze ze szkoły średniej. Kamil był jednym z tych biznesmenów, ale troszkę się od nich różnił. Często wyprawiał u siebie przyjęcia, na które schodziły się znane osobistości z branży muzycznej i filmowej. Nie brakowało również pisarzy. Wszystkim tym ludziom Marek dekorował pokoje w ich ogromnych, luksusowych domach. Sam Kamil mieszkał prawie że w zamczysku. Oczywiście żadna impreza nie może odbyć się bez długonogich i łatwych piękności, które szukają erotycznych doznań. Marek lubił popić w towarzystwie, a pięknymi kobietami też nie gardził, więc często korzystał z jednego z wielu pokoi w domu Kamila, aby nasycić rozgrzane piękności. Cóż, lubił to, chociaż nie zawsze się do tego przyznawał. W każdym bądź razie Marek Kuklucki był wysokim i przystojnym dżentelmenem. Zawsze chodził ubrany w drogie, czarne garnitury. Raz w tygodniu chodził do fryzjera. Jeździł czarnym volvo i nigdy nie prowadził bez czarnych, skórzanych rękawiczek. Do tego zawsze nosił w specjalnie przystosowanym neseserze laptop, który intensywnie eksploatował.
Leżał sobie teraz wygodnie na odpowiednio wyprofilowanym bordowym fotelu. Miał zamknięte oczy, a jego myśli leniwie oplatały pewną osobę. Pokój, w którym się znajdował, miał idealne ułożenie mebli. Można powiedzieć, że stereotypowe... Jedna szafka pod ścianą, duże okno zaslonięte drogą roletą, pod oknem fotel, a przed nim spore biurko. Na tej samej ścianie, co szafa, znajdowały się dyplomy ukończenia różnorakich szkół. Typowa scena, żywcem wzięta z amerykańskiego tasiemca.
Wróć!
To nie było wcale tak. W istocie Marek Kuklucki leżał sobie na wyprofilowanym bordowym fotelu, ale gabinet wcale tak nie wyglądał. Przypominał nieco poczekalnię w publicznym ośrodku zdrowia. Marek jednak wolał sobie wyobrażać, że jest u jednego z takich psychoanalityow, których oglądał na filmach. Ci w Polsce nie mają wogóle zmysłu estetycznego. Przecież gabinet jest miejscem pracy, a i pacjenci lepiej się czują w przytulnym i zaciemnionym gabinecie. A tutaj - jakieś świetlówki dające ponure światło. Istna kostnica. Jedynym, co nie rozwiało pozorów amerykańskości, jest cena, którą facet, słuchający, potakujący i siedzący właśnie poza polem widzenia Marka pobiera za godzinną sesję.
- Więc doszliśmy już do tego, że pana problemem jest bezsenność spowodowana platoniczną miłością do tej... - zajrzał do notatek. - Joanny.
- Z grubsza, tak.
- Czego pan ode mnie oczekuje?
- Jak to czego, chciałbym w końcu zasnąć. Wolałbym, gdyby powiedziała mi, że nie jest zainteresowana i mam spieprzać - wyraźnie się zasmucił.
- No tak, ale nie próbował się pan z nią skontaktować?
- GÅ‚upio mi.
- Niech pan zacznie od samego początku. Chcę nakreślić jej portret psychologiczny, a poza tym może uda mi się na panu wymusić inne spojrzenie na Joannę.
- Eh, jak to się zaczęło? Moment - zaczął odpływać.
Wszystko zaczęło się na imprezie u kumpla, gdzie pierwszy raz ją spotkałem. Na początku nie zauważyłem w niej nic niezwykłego - ot, taka sobie dziewczyna. Kamil nas sobie przedstawił, kilka słów o sobie i poszedłem w stronę kuchni, gdzie stało piwo. Joanna nie piła, więc usiadła na kanapie. Widać nie podobało jej się siedzenie obok parki, która cały czas, całując sie i pieszcząc, trącała ją swymi członkami. Od początku wydawała mi się dziwna, siedziała cicho, nie bawiła się, a przede wszystkim nie piła. To było coś. Źle mi się spożywa piwo, gdy ktoś nie pije, więc postanowiłem ją troszkę poobserwować. Odstawiłem butelkę. Zapytałem Kamila, dlaczego ją zaprosił i skąd ją zna, ale okazało się, że Kamil jest już tak wcięty, że nie kojarzy już, kim jest Joanna. Nawet nie zauważyłem, gdy do nas podeszła.
- Kamil, mógłbyś... - ucięła w pół słowa, gdyż zauważyła, że gospodarz jest w stanie nieważkości. - Nieważne, pójdę na piechotę.
W tym momencie mogłem wykorzystać to, że nie piłem.
- Nie ma sprawy, ja cię mogę podwieźć - zaproponowałem.
- Nie trzeba, miałam tylko nadzieję, że Kamil będzie tak dobry, ale okazało się, że całkowicie o mnie zapomniał.
- On się zawsze tak uchlewa. A co do podwozu, to nie pozwolę, żebyś szła pieszo taki kawał drogi w dodatku po ciemku.
- A skąd wiesz, gdzie mieszkam?- uśmiechnęła się, prezentując śliczne, białe zęby.
- Improwizuję - również się uśmiechnąłem. Kurcze, była śliczna. Nie zastanawiałem się nad tym, ale przecież od samego początku mnie zaintrygowała. Nie była jak te wszystkie dziewczyny, które się tutaj pojawiają. Próżne, pieknę i... łatwe. Miała tego wieczoru na sobie granatowe jeansy, czarną koszulkę i zielony polarek. Włosy miała zwyczajnie upięte z tyłu. Nie była umalowana, a na dodatek nosiła okulary. Typowa intelektualistka. Nieźle.
- Dobrze, ale muszę jeszcze tutaj chwilkę posiedzieć, bo akurat moja współlokatorka zaprosiła na dziś wieczór chłopaka i obiecałam nie pokazywać się do czwartej rano. Myślałam, że będzie mi się podobać, ale widzę, że to nie do tego typu imprez jestem stworzona - tym razem wyłapałem z jej oblicza lekki smutek.
- Dobrze, weź płaszcz i możemy jechać do jakiejś restauracji, znam niezłą knajpę, w której serwują świetne potrawy.
- Ale... - nie dokończyła.
- Ja stawiam - uśmiechnąłem się szeroko.
- Nie o to chodzi, tylko że... - zawahała się na moment.
- No, wykrztuś to z siebie - pogoniłem ją bez cienia złośliwości.
- Patrz, w ogóle się nie znamy, a ty, nie dość, że chcesz mnie podwieźć, to jeszcze proponujesz dla zabicia czasu kolację.
- Obiecuję, że nie będę próbował Cię zgwałcić, ani w żaden inny sposób wykorzystać - powiedziałem szczerze, ale tak, żeby ją zachęcić. - Od dawna zadaję się z kretynami, którzy w ogóle się nie znają na literaturze, muzyce, malarstwie. Praca dekoratora wnętrz jest niezła, a do tego dobrze płacą, ale towarzystwo jest umysłowo ograniczone. Mam okazję spędzić wieczór z miłą i inteligentną dziewczyną, co byłoby niezłym urozmaiceniem mojego życia.
- Dobrze - znowu ten wspaniały uśmiech.
Siedzieliśmy w restauracji do drugiej nad ranem. Ona opowiadała mi o swojej rodzinie, o tym, jak ciężka i nużąca jest praca agenta ubezpieczeniowego. Słuchałem tego i coraz bardziej się w nią zapadałem. Było to tak przyjemne, jak położenie się na wygodnym łóżku po całym dniu pracy. Chociaż nie leżałem na łóżku, czułem się idealnie. Jestem facetem, który śpi prawie z każdą poznaną dziewczyną, ale Asia była po prostu niesamowita. Tak mnie przykuła swoją osobowością, swoim czystym charakterem, tym swoim beztroskim, lecz troszkę szalonym podejściem do życia. Jej poczucie humoru wyzwalało we mnie miłe uczucia. Nie znałem nikogo oprócz Kamila, z kim mógłbym tak swobodnie porozmawiać o wszystkim. Czułem się wyzwolony.
- Jesteś świetnym facetem, Marku - uśmiechnęła się.
- No cóż, taki się już urodziłem - zażartowałem.
- Nie sądziłam, że spotkam kogoś interesującego na tym przyjęciu. A jednak okazało się, że nawet w towarzystwie ludzi płytkich znajdzie się jeden outsider.
- Może masz rację - zamyśliłem się. - Nie, zdecydowanie masz rację.
Joanna miała jeszcze dwie godziny do powrotu, więc postanowiłem zabrać ją do siebie. Nie protestowała, może miała nadzieję na mały romansik? Kto wie, ale nie miałem ochoty jej dzisiaj zaprosić do łóżka. Konwersacja z nią była bardziej pożądana niż seks. Aczkolwiek w tym dniu wyjątkowo działałem wbrew sobie.
Usiedliśmy w moim obszernym salonie. Rozglądała się zainteresowana.
- Czym sie wogóle zajmujesz? - zapytała, gdy siedzieliśmy na sofie popijając czerwone wino.
- Jestem dekoratorem wnętrz, nigdy o mnie nie słyszałaś?
- Niestety, nie jestem obeznana w tym towarzystwie.
- Dekoruję pokoje bogatym gburom, którzy mnie utrzymują. Mam firmę składającą się ze mnie i mojej sekretarki.
- Nieźle, przynajmniej niewiele musisz wydawać na utrzymanie personelu - trafnie zauważyła.
- Istotnie - spojrzałem jej w oczy, ale przez to, że zapaliłem wcześniej świece widziałem tylko ich płomyki odbijające się w okularach Joanny. - Mówił ci już ktoś, że masz piękne oczy?
- Nie, ale ty i tak ich nie widzisz - drażniła się ze mną.
- Nie szkodzi - też się uśmiechnąłem. - Ale zapewne za tymi okularami kryją się cudowne, niebieskie oczy.
- Zobaczmy - zdjęła szkła. Jej oczy były ni to zielone, ni to piwne. Zwykłe. - I co? Zwyczajne.
- Boże, jesteś tak niezwykła w tej swojej zwyczajności. Zaintrygowałaś mnie.
- He, tego też mi nikt nigdy nie mówił - zwilżyła swoje wargi jednym płynnym ruchem języka. Zrobiła to bardzo sprawnie, aż się zdziwiłem.
Zaczęliśmy się całować, najpierw delikatnie ledwie się dotykając, ale później głęboko i namiętnie. Objąłem ją w talii, a ona zawiesiła swoje ramiona na mojej szyi. W pewnym momencie przestała.
- Coś się stało? - spytałem stroskany.
- Nie, jest dobrze, tylko że takie rzeczy mi się nie zdarzają. Mimo wszystko.
- Spotkamy się jeszcze kiedyś na kolacji? - zapytałem swobodnie. Myślała, że się rozgniewam za to gwałtowne zaprzestanie pieszczot, ale nie wiedziała, że nie planowałem stosunku.
- Tak, oczywiście - rozweseliła się na powrót.
Tak się rozstaliśmy. Odwiozłem ją do mieszkania, jeszcze jeden delikatny pocałunek i mocne postanowienie ponownego spotkania.
- I tak się zakończyło wasze pierwsze spotkanie? - doktor wydawał się znudzony.
- Tak... Pierwsze i ostatnie notabene.
- Dlaczego ostatnie? Przecież mieliście się jeszcze spotkać... - zaciekawił się psychoanalityk.
- Nie wspomniałem panu, że Joannę znaleziono nazajutrz zabitą w jej mieszkaniu - Marek zasmucił się. - Zabił ją podrzędny włamywacz, który ukradł tylko magnetowid. Widać, musiał działać w pojedynkę.
- Dlaczego mi pan tego nie powiedział na samym początku?
- Jakoś tak... Nie chciałem o tym mówić. Tyle lat zadowalałem się byle czym, a gdy spotkałem tak fascynującą dziewczynę, jak Joanna... Nieważne.
- Cóż, nic nie mogę na to poradzić - stwierdził szorstko doktor.
- Jak to nic? - zdumiał się Kuklucki. - Przecież jest pan psychoanalitykiem.
- Tak, ale wydaje mi się, że potrzebuje pan tylko czasu, aby się pogodzić z jej śmiercią. I tyle.
Marek zamyślił się.
- Mówił pan komuś, to co mi przed chwilą?
- Nie.
- O, wydaje mi się, że powinno panu troszkę przejść. Możliwe, że potrzebował pan kontaktu z innym człowiekiem, może po prostu chciał pan być wysłuchany. Bezsenność nie powinna wrócić, ale na wszelki wypadek przepiszę panu tabletki uspokajające i nasenne.
- Dziękuję.
- ProszÄ™ bardzo.
Kilka minut później Marek jechał swoim samochodem, zadowolony z wizyty u psychoanalityka. Kierował się na cmentarz, gdzie znajdował się grób Joanny. Był zrobiony z czarnego marmuru, a tablica była skromna, ale elegancka (jeżeli można tak powiedzieć o grobie). Marek usiadł na ławce naprzeciw jej grobu i rozmyślał o swoim losie. Dlaczego właśnie, gdy spotyka taką świetną dziewczynę, musi ją zaraz tracić? Los? Może, ale nigdy nie podobało mu się, że coś kieruje jego życiem. Więc nie los? Nie. To był przypadek. Ale dlaczego akurat Joanna? Dlaczego ona? Przecież mogła być to jej współlokatorka! Zaraz skarcił się w myślach za swoje chamstwo. Spuścił głowę i zaczął płakać. Pierwszy raz od wielu, wielu lat czuł łzy na swojej twarzy. Dlaczego aż tak bardzo reagował na jej śmierć? Przecież znali się jeden dzień. Nigdy nie płakał, zawsze był twardy do końca. A teraz się rozklejał. Jednak było w nim coś z romantyka. Niewiele, ale zawsze.
Postanowił, że pojedzie do Kamila i wyskoczą gdzieś razem utopić smutek w alkoholu. To stereotypowe rozwiązanie zawsze pomagało.
28 marca 2005 roku 14:36
===========
Prosze o komentarze |
_________________
|
|