xavras
Ozzman
Wiek: 34 Doczy: 08 Wrz 2007 Posty: 186 Skd: Gdańsk
|
Wysany: 2007-09-27, 21:56 Szary Świat
|
|
|
Kopiowane z Worda, więc formatowanie ssie.
Cóż może zmienić naturę człowieka?
Wiara. Wiara może zmienić naturę człowieka.
Planescape: Torment
Czy to już? Gdzie tunel i światło? Dusza unosząca się do nieba? Bóg? Chyba jednak nie. Jeszcze nie. Może jest i tunel wraz ze światłem. Ale taki podziemny, jakich w mieście pełno. Śmierdzący i paskudny. Więc to nie niebo. Zdecydowanie.
Kałuża. Szlag by trafił. Jednak nie czuję, bym był mokry. Gdzie moja kurtka? Nie jest mi zimno. Zadziwiające. Dałbym głowę, że to środek nocy. Tak chyba będzie. Tylko spojrzę…
Gdzie mój zegarek?
Wiem. Zadzwonię po taksówkę…
Telefonu także niema. Zostawiłem w domu? Może ktoś wyjął mi z kieszeni? W ogóle dlaczego jestem w tym tunelu? Nie przypominam go sobie. Piłem. Na pewno. Albo i nie. Głowa nie boli, a tak zapewne by było, gdybym spił się tak, by ocknąć się właśnie tu.
Nie pamiętam. Nic nie pamiętam.
Może spytam się kogoś? O tam – sklep nocny. Obdrapany szyld woła wszystkich nocnych turystów spragnionych uniesienia. Po drodze omijam kolejną kałużę, tym razem zdecydowanie czegoś gorszego niż wody i otwieram poobklejane reklamami piwa drzwi.
Pusto.
Zbyt pusto i zbyt cicho. Środek nocy, środek miasta i środek drogi do największych klubów w nim. Mimo iż dziwniejsze rzeczy zdarzały się w moim życiu, w to nie jestem w stanie uwierzyć. Jak świat światem, ludzi ciągnie do ludzi.
Wyszedłem na zewnątrz, jednak nie zdziwiłem się bardzo kiedy nie ujrzałem ani żywej duszy. Ani jednej. Nic. Pusto…
Jak na filmach. Brakuje tylko przeciągu w tunelu i przelatującego obok nogi papierka. Jak w cholernych westernie. Albo mieście duchów. Tak, miasto duchów. Trafne. Brakuje jeszcze mojego przeciwnika, który stał będzie naprzeciw i czekał na południe. Niema tylko zegara.
Uśmiechnąłem się do swoich myśli. Potem jednak stwierdziłem, że western westernem, ale nie mogę stać tu w nieskończoność. Ciekawe też od kiedy tu jestem. Poczekam na zagubioną ekspedientkę z widmowego sklepu, niedługo powinna wrócić, bo nawet go nie zamknęła. Cóż za lekkomyślność. Ciekaw jestem też gdzie podział się mój zegarek, kurtka i telefon. Przecież się nie rozpłynęły.
Minęło pięć minut. Następnie dziesięć a zaraz potem piętnaście. Ciekawe czy coś dostanę za pilnowanie sklepu, pomyślałem. Nie czekając jednak na sprawdzenie się moich myśli, stwierdziłem, że szkoda czasu. A monopolowy pies trącał.
Scenariusz się dopełnia. Pod moimi nogami ujrzałem papierek. Bilet dokładniej. Tramwajowy. Ciekawe czy skasowany…
Zamurowało mnie. Was pewnie też by zatkało, a ów bilet miałby najmniej do powiedzenia. Otóż wyobraźcie sobie, że schylacie się i dotykacie coś, tego czegoś nie dość, że nie czując, to jeszcze nie mogąc tego podnieść. Wyobraźcie sobie…
Że wasza ręka przenika przez bilet. Zwykły, najzwyklejszy, cholera, bilet!
***
To już będzie tydzień. Tydzień? Tydzień. Tydzień. Aż tydzień. Może tylko tydzień? Mówią że wieczność jest długa. Jak długa? Dłuższa od tego tygodnia? Jeżeli tak, to nie zostaje nic innego jak palnąć sobie w łeb.
Błąkam się po mieście bez ludzi, zostawiając za sobą samochody moich marzeń, tym razem zupełnie puste, oraz domy. Również puste. Zza zasłony nie wygląda żadna twarz, a klatki są jak nigdy czyste. Nie wspomnę już o ulicach. Są tak spokojne... Że aż nie do zniesienia.
Można zwariować. Cisza jest głośniejsza niż tysiące wrzasków i ryk silników ze znajomej mi dotąd ulicy. Każdy najmniejszy szmer biorę za coś więcej czym jest. Spodziewam się niemożliwego za każdym razem kiedy zahaczę nogą o bruk.
Zrozumiałem także parę spraw. Zdaje mi się, że umarłem. Jak? Nie pamiętam. Gdzie? Także nie wiem, jednak mogę przypuszczać że w owym tunelu w pobliżu widmowego sklepu. I chyba najważniejsze – czy jestem tu sam?
To pytanie zadaję sobie już od paru dni. Czy jestem tu sam? A może jestem jak cholerny Robinson? W takim razie gdzie mój Piętaszek? Setki pytań bez odpowiedzi, parę odpowiedzi na setki pytań.
***
Czyżby marzenia się ziściły? Może Bóg ma tak paskudne poczucie humoru? Nie wiem. Ale jedno jest pewne – tam ktoś siedzi! Życie jest piękne.
Ach, pardon, zapędziłem się.
Faktycznie jednak tam ktoś siedzi. Podejść? Głupie pytanie. Chociaż... Kiedy widzimy cud, zawsze mamy wątpliwości, czy to aby właśnie on we własnej osobie.
Podszedłem.
Nieznajomy miał blisko czterdzieści lat, długą brodę oraz zniszczone ubranie. Siedział w bramie, w rękach trzymając jakąś książkę.
Trzymał w rękach biblię.
- Witaj – zagadnąłem tak, z braku lepszych pomysłów.
Jednak mężczyzna nawet nie podniósł głowy znad poplamionych stron swojej zniszczonej świętej księgi. Czytał. Widziałem jak jego oczy biegną z lewej do prawej i jak zatrzymują się na końcu wersu, by przejść linijkę niżej.
Czekałem.
Czekałem pięć minut, aż zakończył Księgę Wyjścia.
- Witaj – odpowiedział nieznajomy.
- Kim jesteś?
- Tym, czym ty. Podróżnikiem bez środka transportu, obieżyświatem bez laski do podpierania się oraz stworzeniem pozbawionym celu w miejscu, które wymaga go, by nie zatrzymać się tu na wieku.
- Bez celu? Moim celem jest wydostanie się stąd.
- Czyli skąd?
Milczałem. Jak ja chciałbym to wiedzieć, pomyślałem.
- Nie wiesz, prawda? Błąkasz się po tym szarym świecie nie wiedząc w jakim celu.
- Rozumiem, że ty wiesz?
- Celem jest wiara. Wiara zbudowała to miejsce i wiara może skruszyc mury je okalające. Musisz wierzyć, że cel jest jeden. Jedyny. Że wiara może zmienić to miejsce. Że może wyrwać cię z jego okowów.
Nie przerywałem, kiedy mężczyzna sięgnął po papierosa. Nie przerywałem, kiedy z kieszeni wyciągnął zapalniczke i jakby nigdy nic zapalił. Dym unosił się na wietrze spokojnie, jakby bez obaw o swój dalszy los na wysokości. Jakby powiew nie był jego przeciwnikiem, a przyjacielem.
- Uwierz, a będziesz wolny – zakończył.
- A twoja wiara? Jak jest z twoją wiarą?
- Jest. Wraz z każdą stroną rośnie w siłę.
- Więc czemu jeszcze tu siedzisz? Tak bardzo podoba ci się twój szary świat?
Mężczyzna zwiesił wzrok.
- Moja wiara nie jest jeszcze zbyt silna – uciął ostro.
To był pierwszy i ostatni raz, kiedy mój szary świat nosił kogoś więcej niż mnie.
***
Zrozumiałem. Mężczyzna szukający wiary w książkach powiedział coś ważnego. Uwierz , a będziesz wolny – rzekł. Ale to nie do końca prawda.
Udałem się do tunelu. Tego samego, w którym obudziłem się pierwszego dnia. Widomy sklep z nieobecną ekspedientką stał tak samo, jak wtedy. Nawet mój bilet leżał tak samo jak ostatnio. On był moim celem. Wystarczyło uwierzyć.
Podniosłem mój bilet. Bilet do lepszego świata. Bo przecież już umarłem. Bilet do nieba. Tego prawdziwego. Jednak czym jest mój szary świat? Czyśćcem? Ponoć zbudowała go wiara.
O, mój tramwaj. |
_________________ Religia to tylko słońce złudne, póty obracające się wokół człowieka, póki człowiek nie umie obracać się wokół siebie samego.
Karol Marks |
|